Siedzimy sobie w Kościelisku na krzesełkach, przy stole. Nie wieje, nie świeci, nie jest zimno, ani gorąco. Mama z dołu proponuje soczek i placek ze śliwkami. Słuchamy muzyczki. Tak normalnie a jednak nie...:) Na wyprawie to takie rarytasy:) Powrót do domu taki zwykły, bez większych emocji, po prostu...Zawsze się przeżywało, od razu oglądało zdjęcia, kąpało, jadło mięso, i nie mogło znależć się w tej "nowej" zwykłej rzeczywistości. Tym razem to takie naturalne. Może przywykliśmy...
Ale jest wspaniale:) Stwierdzamy, że była to najlepsza dotychczasowa wyprawa. Najdłuższa. Najcieplejsza. Najróżnorodniejsza. Najciekawsza. Bogata w ludzi, miejsca, i ZUPEŁNIE NOWE DOŚWIADCZENIA (rumuński szpital, nocleg w tureckim domu, jazda w 8 osób, w tym 1 Francuz i 1 Anglik poznani w drodze, śpiewy przy ognisku, gitara, ucieczka przed niedźwiedziem, posiłki na promie w restauracji, ataki psów, rowery w namiocie, mega burza, prysznic z pęknietej rury nawadniajacej pole, przy głównej ulicy, jazda drogą do Stambułu, która miała momentami 14 pasów, impreza w ukraińskim pociągu, noclegi w hostelu, otelu i holetu i wiele innych ) :) Udało nam się lepiej poznać inne, orientalne dla nas kultury, religie i nawiązać (często tylko za pomocą gestykulacji i rysunków) jakże cenne dla nas znajomości.
Ogólnie to ciężko się wyrazić....:) Chyba wszystko siedzi w nas i na dodatek w każdym inaczej :)
Pozdrawiamy wszystkich cierpliwych :)
Ania i Natalia